Witam Was po tak długiej przerwie 
Musze sie Wam przyznać, że stęskniłam sie za Wami i brakowało mi zaglądania do Was ale niestety pracy była tak dużo, że nie miała kiedy
dlatego tez swoja relacyjke zacznę od piątku, bo tego dnia już mnie na forum nie było. a więc relację czas zacząć

Piątekbył bardzo pracowitym dniem. Już nie pamietam kiedy ostatnio byłam taka zaganiana ale było warto

pobudka 4:45
Szybki prysznic i w drogę wraz z siostra zakonna, która dekorowała nam kościół, na giełdę kwiatową. O tej samej godz wstał również mój tata, który również pojechał na tą giełdę po owoce, bo restauracja nam ich nie zapewniała. Jak zajechałam na giełdę mój tata już tam był. Szybko wybrałam z nim owoce i poszłam z siostra na poszukiwania kwiatów. Udało nam się zakupić wszystko co chciałyśmy

z giełdy wyjechałyśmy po 7:00, a w domku byłyśmy koło 8:00. Zawiozłyśmy wszystkie kwiaty do kościółka i pojechałyśmy do domów posilić się przed ciężką praca. Na 9:00 byłam znów w kościele zwarta i gotowa do pracy. Dobrze, że do pomocy przyszła taka Pani, bo nie wiem czy zdążyłybyśmy przed 15:00 (o 15:00 był pogrzeb). Do godz 10:00 udało nam sie przystroić główny ołtarz
około 10:00 zadzwoniła moja mama, że tacie udało sie załatwić kluczyki do domku gdzie miały sie odbyć poprawiny więc wyszłam z kościoła, aby pojechać do tego domku i coś tak posprzątać, bo oprócz poprawin miała nocować tam część mojej rodzinki. Do pomocy przyszła moja ciocia (mamy siostra) i tak w czwórkę dość szybko uwinęłyśmy sie ze wszystkim. Niestety znów musiałam zostawić innych z praca, a ja pojechałam do pobliskiego miasteczka gdzie zamówiłam kwiaty aby odebrać kwiatuszki do włosów i przywieźć moją ciocię (siostrę taty).
Odebrałam ciocie i pojechałyśmy do kwiaciarni, a na miejscu po tym co usłyszałam nogi mi się ugięły

florystka mimo swoich chęci i usilnych poszukiwań nie znalazła różowych cantadesek

byłam załamana ale co miałam zrobić. Był już piątek i do tego popołudniu

a oto historia kwiatów:
2 tygodnie przed ślubem poszłam do florystki zamówić wiązankę. Pani na drugi dzień pojechała na giełdę aby przywieźć sobie takie kwiaty jakie chciałam i wypróbować czy bukiet jej wyjdzie. chciała wziąć ich od razu więcej na sklep ale pani na giełdzie powiedziała jej, że nie ma sensu brać, bo kwiaty nie są już świeże i że dostawę różowych cantadesek będzie miała dokładnie za tydzień z Holandii. Po tygodni moja florystka pojechała na giełdę, po obiecaną dostawę i co sie okazało - żadnej dostawy z Holandii nie było

obeszła biedna całą giełdę i objechała sąsiednie kwiaciarnie i nikt nie miał różowych cantadesek

wpadła na pomysł, ze przefarbuje białe. Niestety różowa farba na białych camtadesach wychodziła strasznie jasna - taki dziecięcy róż, którego ja nie chciałam (powiedziałam jej to przy zamówieniu). Gdy przyjechałam do niej w piątek właśnie kończyła farbować biała cantadeskę na czerwono ale wypryskała ja za bardzo i kolor podchodził już pod bordo/brąz. Kobieta była załamana. Mówiła, że nie śpi już od paru dni, bo cały czas myśli co z tym zrobić. Powiedziała mi, ze to jej pierwszy taki przypadek od 5 lat. Długo dyskutowałyśmy co zrobić i w końcu stanęło na tym, ze zafarbuje je na czerwono tylko, że spryska je delikatnie aby ten biały kolor świtał wiec po wymieszaniu wyjdzie jakby róż. nic innego nie dało sie zrobić. Pozostało tylko czekać na końcowy efekt.
Po odebraniu kwiatów do włosów zawiozłam ciocię do rodzinnego domu aby umyła jabłuszka na winietki. My w tym czasie kończyłyśmy wiązać kokardki na butelkach. Jak wszystko było gotowe spakowaliśmy cały alkohol, owoce, winietki i pudełeczka do samochodu i pojechaliśmy do lokalu rozładować wszystko. Jak weszłam na salę to oniemiałam. Choć wystrój nie był jeszcze skończony to i tak bardzo mi się podobał

z reszta same zobaczcie:



2 ostanie zdjęcia są troszkę za jasne i kolory wyszły nie takie (wpadają w czerwień):


chcecie ciąg dalszy?