no to klka słów ode mnie
patrząc na temat z dystansu i doświadczenia zakwalifikowałabym siebie do pierwszej grupy.
Bardzo chciałam karmić piersią i karmiłam 9 miesięcy
choć łatwo i różowo nie było!
pamiętam, jak cieszyłam się kiedy po porodzie, juz na połogu, przyszła położna i nacisnęła mój sutek - a mleko dosłownie wytrysnęło!
powiedziała, że jestem pełnomleczna mama
- to było jeszcze zanim pierwszy raz przystawiłam Tymka do piersi.
Długo jednak nie cieszyłam się tym, że mam dużo mleka, bo zaczęło sę go robic coraz więcej i więcej i więcej! Piersi już w perwszej dobie - twarde jak kamienie, nabrzmiałe, ogromne, bolące! Tymek miał trudności z uchwycenem brodawki, bo była tak strasznie twarda.
Bolało, nie mogłam położyć się na boku, bo czułam ogromny ucisk.
Na połogu były 4 położne i każda mówła to samo - broń boże nie ściągać mleka! Bo tylko pobudziłabym laktację. Ale ja nie mogłam nie ściagać! po ok 24 godzinach od porodu położna zabrała mnie do zabiegowego i sama ścągnęła troche mleka, na moją prośbę, bo wytrzymac nie mogłam! Ściągała, a ja wyłam - tak bolało. Ale po paru dosłownie chwilach - mleka znowu duuużo, znowu piersi jak kamienie.
Tymek do tego ma żółtaczkę, lekarka każe go dopajac butelką, ja płaczę jej, że nie mogę, że on musi mi pokarm ściągać! Ale i tak nie chce jeść częściej niż co 3-4godziny.
Jedna pierś robi się czerwona, podejrzewają zapalenie - zostaję w szpitalu 5 dni.
Przez te dni próbujemy wszystkiego - mrożonej kapusty (smród na całym oddziale), okładów z lodu, chłodnego prysznica...
nie mogę piersi dotykać, broń boże masować, bo to pobudza jeszcze laktację.
Położna uczy mnie ściągać mleko z samej brodawki - w końcu dziecko musi jakoś ssać. I z granicy piersi -tam największe guzki mi się robiły.
Takim sposobem ściągałam mleko przed każdym karmieniem. Sama, a często z pomoca położnej.
Takiego nawału pokarmowego, to one nie widziały długo długo
Jakoś się nauczyłam sobie radzić. W domu było lepiej, pokarmu było mniej, guzy się nie robiły, ale przed każdym karmieniem ściągałam ok pół szkalnki mleka, żeby Tymek mógł spokojnie jeść, nie ksztusząc się przy tym. Łatwiej by było, gdyby chciał jeść częściej, ale na to już nie miałam wpływu, choć próbowałąm. Trwało to ponad 3 miesiące. Może dlatego, że mleko niemal tryskało, łatwiej było mi ściągać ręcznie, a nie lakatorem. Potem laktacja się unormowałla i ściągać już nie musiałam.
Przez cały okres karmienia miałam tylko jeden "kryzys" laktacyjny - musiałam podawać synkowi dwie piersi, żeby się najadł
Mmo wszystko cieszyłam się, że mogę karmić
miło wspominam te chwle spędzone z synkiem na fotelu przy piersi
karmienie, to spokojne, już bez nawału, bardzo mnie odprężało
i tylko przyznam się wam do jedej myśli, której sie wstydzę teraz - w szpitalu, kiedy czułam się zagubiona, zbolała, zniechęcona - pomyślałam, że wolałabym mieć mało mleka i rozbudzać laktację, niż mieć tak dużo i nie radzić sobie z nim....
Ale czytając przez co przechodzicie, walcząc o pokarm, schylam głowę
Dodam jeszcze, że karmiłam piersią, bo chciałam karmić, ale tez ne za wszelką cenę. Gdyby karmienie przerastało mnie, wykańczało psychycznie, na pewno podałabym mieszankę.